W Natchez, niewielkim mieście nad rzeką Missisipi, czas jakby się zatrzymał。 We wspaniałych rezydencjach wzniesionych przed wojną secesyjną matrony w krynolinach opowiadają gościom o historii tego miejsca, a potem oprowadzają ich po imponujących posiadłościach。 Uważny słuchacz będzie jednak zdezorientowany – a co z niewolnikami? Dlaczego prawie zniknęli z tych opowieści? Czy to nie tu mieścił się drugi co do wielkości na Południu targ, na którym kupowano i sprzedawano ludzi? Nie chodzi o wojnę, rasizm, niewolnictwo – odpowiedzą mu – chodzi o piękno naszych domów, celebrowanie naszej spuścizny! Dumni ze swojej ekscentryczności, mieszkańcy miasta pielęgnują stare rytuały – coroczne przedstawienia w dość wybiórczy sposób prezentujące przeszłość miasta, świąteczną paradę, w czasie której pijani kierowcy pod ochroną policji rozdają podarki dzieciom z ubogich rodzin。。。
Natchez nie jest jednoznaczne。 Podczas wojny secesyjnej opowiedziało się po stronie Unii。 Miało cieszącego się ogromnym poparciem czarnego burmistrza i czarną większość wśród radnych。 Wielu ludzi nie chce podziałów。 W końcu tutejsi biali i czarni to często całkiem dosłownie – siostry i bracia。 Ale jak żyć razem, mając tak odmienne doświadczenia? Jak znaleźć słowa, żeby opowiedzieć wspólną historię?